Zapisałam się ostatnio na kurs jazdy na rolkach! Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jestem „dojrzałą kobietą”, matką dwójki dzieci, zabieganą przedsiębiorczynią z 40-kilową nadwagą! W moim przekonaniu też brzmi to jak szaleństwo, ale ja właśnie teraz postanowiłam nauczyć się jazdy na rolkach, choć wiem, że to sport dla młodych i sprawnych, a ja – powiedzmy sobie szczerze – się do nich nie zaliczam. Fajnie na rolkach wygląda młoda laska w krótkich spodenkach, ale kobieta o mojej sylwetce, oprócz urazów fizycznych, naraża się po prostu na… pośmiewisko.
Tak więc zapisałam się spontanicznie na ten kurs rolkarski. Nie planowałam tego, ale wyświetliła mi się reklama na Facebooku, a kilka dni wcześniej ktoś mi powiedział, że jazda na rolkach pomaga przy nartach, które są moją największą pasją. Pod wpływem impulsu, podjęłam działanie. Jak można się było spodziewać, grupa początkująca dla dorosłych składała się z młodych i szczupłych dziewczyn i sportowców różnych dyscyplin (a przynajmniej tak ja ich postrzegałam). A wśród nich ja – jak słoń w składzie porcelany! Wyobraźcie sobie.
No cóż… Czasami miewam szalone pomysły. Ogólnie, lubię ryzyko, ale od czasu do czasu najdzie mnie myśl bardziej szalona niż inne. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ każde nowe przedsięwzięcie, zarówno w życiu jak i w biznesie, zawsze wiąże się z ryzykiem. A mnie strasznie irytuje, gdy ktoś poddaje się za wcześnie. Normalnie szlag mnie trafia, jak widzę, że ktoś poddaje się walkowerem!
Od razu zdałam sobie sprawę ze zbliżającej się kompromitacji, ale ja nie należę do tych, którzy się tym szczególnie przejmują. Chciałam spróbować mimo wszystko.
Była ze mną natomiast dziewczyna, która już od parkingu powtarzała jak mantrę:
- „Ja nie dam rady.”
- „Ja się do tego nie nadaję.”
- „To nie jest dla mnie.”
- „Nie wiem, co ja tutaj robię.”
- „Jestem beznadziejna.”
- „Ja sobie nie poradzę.”
- itd., itp.
Przez długi czas starałam się po prostu okazać jej wsparcie, bo doskonale znałam jej sposób myślenia. W końcu ja też te głosy słyszałam w mojej głowie… Ale ja swoje obawy tłumiłam w zarodku i starałam się ich nie rozważać, a tym bardziej publicznie powtarzać, podczas kiedy nowa koleżanka ewidentnie emanowała takim negatywnym nastawieniem z ogromną siłą rażenia.
„Nie mów tak. Nikt tutaj nie przyszedł, bo potrafi jeździć. Wszyscy tu są, żeby się uczyć! Po to jest ten kurs!” – przekonywałam. „Nie możesz tak, do tego podchodzić! Nikt nie będzie cię oceniał surowiej, niż ty sama.”
Ale ona nie dawała się przekonać. Była piękną, atrakcyjną, młodą kobietą, ale kompletnie nie radziła sobie na rolkach. Powód? Ona sama nie dawała sobie przyzwolenia na to, by się tej sztuki nauczyć. Było jej trudno, ale winić za to mogła tylko siebie, a właściwie – swoje nastawienie. Fizycznie nic nie stało na przeszkodzie, by jak inni robiła postępy , ale dla tej dziewczyny największą przeszkodą był jej własny sposób myślenia. Jej problem tkwił w jej głowie…
Zastanawiałam się, czy się w ogóle pokaże na drugich zajęciach. Przyszła, ale po kilkunastu minutach zrezygnowała i bez pożegnania oddaliła się w stronę swojego samochodu. Ja jej nie oceniam, bo podczas rozmowy z nią między wierszami wyczytałam, że źródłem jej samokrytyki mógł być trudny związek. Nie oceniam! Bardziej ubolewam nad faktem, że ta dziewczyna, wcześniej skrzywdzona przez kogoś w życiu, teraz sama przekłada ten negatywny wpływ na własne życie, w tym na rzeczy tak błahe, jak rekreacyjna jazda na rolkach! I skoro w tak prostych kwestiach nie mogła znaleźć w sobie siły, by walczyć, jakże ma ona radzić sobie w tych naprawdę trudnych życiowych sytuacjach?!
Mam nadzieję, że jej się uda zmienić sposób myślenia i trzymam za nią kciuki, a wam powiem to, czego nie miałam okazji powiedzieć jej samej.
Gdyby podszedł do Ciebie ktoś obcy i powiedział: „Nie dasz rady! Nie nadajesz się do tego! Jesteś beznadziejna!”… Jak byś się poczuła? Było by ci przykro? Czuła byś się niesłusznie czy też przedwcześnie osądzona? Czy była byś zła? Rozczarowana? Zraniona?
Jeśli taka reakcja ze strony kompletnie obcej Ci osoby byłaby krzywdząca, dlaczego sama sobie zadajesz takie samo cierpienie?!
Zastanów się nad tym, bo to fundamentalne pytanie. Nikt nie lubi być krytykowany, więc dlaczego tak często samie siebie poddajemy niesprawiedliwej ocenie? Dlaczego sami sobie potrafimy podcinać skrzydła? Dlaczego krzywdzimy się sami, niejako na własna prośbę?
Głęboko wierzę w to, że każdy sukces zaczyna się od wiary w siebie. Wiem, ze czasem życie toczy się nieprzewidywalnym torem i zdarza się, że musimy ponieść bolesne konsekwencje wcześniejszych, złych wyborów. Ale nie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie sami sobie wymierzają chłostę przesadnej autokrytyki. Dziewczyny, nie możecie sobie pozwolić na to, by ktokolwiek was obrażał czy upokarzał, a zwłaszcza jeśli oprawcę i źródło tej krzywdy widzimy tylko w lustrze.
Daleka jestem od udzielania praktycznych porad psychologicznych, ale niech punktem wyjścia do własnych rozważań będą pytania:
Czy ja traktuję siebie tak, jak chciałabym, aby traktowali mnie inni?
Czy oby na pewno nie przekreślam własnych szans na sukces poprzez przesadną autokrytykę?
Czy sama dla siebie jestem wspierającym przyjacielem czy złorzeczącym wrogiem?