Rozpoczął się grudzień, ale na razie pogoda nie rozpieszcza narciarzy. W Szczyrku naturalnych opadów śniegu brak, ale pojawienie się niewielkich mrozów pozwoliło na sztuczne naśnieżania i otwarcie kilku stacji narciarskich. Tradycyjnie już jako pierwszy sezon otwiera Kompleks Narciarski Biały Krzyż, zwany też „szczyrkowskim lodowcem”. To niewielki, ale wysoko położony stok do nauki jazdy na nartach czy snowboardzie, na którym ja sama stawiałam pierwsze kroki. I o ile naśnieżenie oślej łączki wydaje się stosunkowo proste, o tyle otwarcie jednego z trzech największych ośrodków narciarskich w Szczyrku raptem tydzień później imponuje, biorąc pod uwagę aktualne warunki pogodowe.
Beskid Sport Arena (bo o nim będzie dzisiejszy wpis) wystartował 1 grudnia i od razu zrobił furorę, otwierając aż dwie trasy umożliwiające zjazd do samej dolnej stacji kolei. Trudno mi było w to uwierzyć, bo w zeszłym roku przy zdecydowanie bardziej zimowej aurze, na początku sezonu BSA otwarło tylko górny odcinek trasy i wyciąg talerzykowy wyciągający narciarzy do góry. Pamiętam jak dziś kolejkę do wyciągu, która sięgała niemal do połowy stoku… W tym roku było jednak inaczej. Ośrodek zaskoczył nasz wszystkich fenomenalnie przygotowanymi trasami na całej długości dostępnymi już od pierwszego dnia.
Praktyczne informacje o ośrodku
Dojazd i parking
Beskid Sport Arena położona jest w osłoniętej od wiatru Dolinie Biłej w Szczyrku. Jadąc główną drogą do Rybarzowic, odbijamy w prawo na światłach. Przy ośrodku znajduje się kilka bezpłatnych parkingów, ale warto być tu z samego rana, ponieważ dolna stacja kolei znajduje się „na górce”. Liczba miejsc parkingowych przed wejściem jest bardzo ograniczona, a zostawiając samochód na którymś z dolnych parkingów, musimy liczyć się z dreptaniem pod górkę w butach narciarskich i z nartami na ramieniu (nie wiem, jak wy, ale ja mogę sobie wyobrazić przyjemniejsze formy spaceru).
Trasy
Do dyspozycji narciarzy i snowboardzistów są cztery trasy narciarskie o różnym poziomie trudności. Jest jedna trasa niebieska (1200 m), jedna czerwona (1000 m) i jedna czarna (800 m), ale moim zdaniem jest to podział raczej umowny. Wszystkie trasy są bowiem położone na tym samym zboczu, ale trasa czarna wiedzie z góry na dół w linii prostej, czerwona prowadzi delikatnym łukiem, a niebieska tworzy coś na kształt litery „S”. Nie można za bardzo porównywać tego systemu oznakowania do poziomu trudności tras w innych ośrodkach. Mam wrażenie, że trasa niebieska jest zbyt stroma dla początkujących, a czarna stosunkowo łatwa. Gdybym miała je oceniać pod kątem trudności, powiedziałabym, że wszystkie są czerwone, ale to oczywiście moje subiektywne odczucie.
Infrastruktura
Na górę dostać się można komfortową i nowoczesną sześcioosobową kanapą. W dniu otwarcia nie było żadnych kolejek do wyciągu, więc uznajmy, że przepustowość jest wystarczająca. Co więcej, jeśli warunki śniegowe na to pozwalają, uruchamiany jest wyciąg talerzykowy WN1, który biegnie wzdłuż czerwonej dwójki i pozwala na powrót na górę mniej więcej z połowy trasy. Korzystają z niego głównie szkoły narciarskie, które na tym szerokim górnym odcinku trasy trenują. Inni raczej preferują zjazd na sam dół do krzesełek.
Dla najmłodszych ośrodek zapewnia świetną polankę do nauki jazdy przy górnej stacji kolei. Trasa jest prawie płaska, ma 200 m długości i własny wyciąg talerzykowy (WN2). Sprawdza się idealnie na pierwsze lekcje dla maluchów, które można zostawić pod opieką instruktora, a samemu poszaleć na głównych trasach. Oczywiście na miejscu można wypożyczyć sprzęt. Tutejsza wypożyczalnia jest dobrze wyposażona i oferuje najnowsze modele nart i desek snowboardowych, a latem rowery górskie (również te z napędem elektrycznym).
Warunki
Ośrodek działa raptem od dwóch lat, ale już zdążył sobie wyrobić reputację, jako najlepiej naśnieżony ośrodek w tej części Polski. Nowoczesny i wydajny system naśnieżania pozwala na produkcję śniegu nawet w dodatnich temperaturach, dzięki czemu przygotowania do sezonu rozpoczynają się tu już w październiku.
W weekend rozpoczynający sezon (1-2 grudnia 2018) otwarte były trasy:
- Nr 1 – trasa niebieska — na całej długości, ale (uwaga) nie na całej szerokości! Dolny odcinek był bardzo wąski i trudno było tam kręcić wiraże. Bardziej przypominał nartostradę niż stok narciarski. Super, że dało się przejechać, ale o carvingu na jedynce można było zapomnieć.
- Nr 2 – trasa czerwona — tylko odcinek od tunelu w dół (tak, jest tu na stoku tunel, który pozwala na bezkolizyjne krzyżowanie się trasy niebieskiej i czarnej). W dniu otwarcia ten czerwony odcinek był trasą główną. Szerokość pozwalała na rozwinięcie dużej prędkości, choć tę prędkość trzeba było potem umiejętnie wytracić, bo trasa kończyła się nagle i bez wypłaszczenia.
- Nr 4 – trasa zielona — czyli wspomniana już wcześniej ośla łączka do nauki.
Warunki śniegowe były bardzo dobre, z rana wręcz rewelacyjne. Mogłam się wyżyć na sztruksie po raz pierwszy w tym sezonie. Pokrywa śniegu była imponująca — nigdzie nie wystawały kamienie czy korzenie i widać było solidne przygotowanie.
Niestety śnieg był w 100% sztuczny i, jak wiadomo, sztuczny śnieg ma inną konsystencję niż naturalny — jest bardziej sypki. Dlatego też z czasem na trasach miejscami zaczęły się tworzyć kopki luźnego śniegu, a w innych miejscach pokazywał się lód (lepszy lód niż kamienie). Trzeba było uważać, ale naprawdę nie ma co narzekać na warunki. Biorąc pod uwagę, że w okolicy nie ma grama naturalnego puchu, trasy były przygotowane rewelacyjnie.
Jedzenie
Beskid Sport Arena to jeden z nielicznych ośrodków narciarskich w Polsce, które odwiedziłam, gdzie można coś sensownego zjeść. Przyzwyczaiłam się do myśli, że na stoku można dostać oscypka, kiełbasę z grilla, frytki i czasem jakieś jedzenie barowe, typu hamburgery i zapiekanki. A tymczasem tutaj, przy dolnej stacji kolei funkcjonuje całkiem przyzwoita restauracja „u Ignacego”, która stylem przypomina mi restauracje dla narciarzy w Alpejskich ośrodkach (oczywiście w skromniejszym wydaniu). Znajdziecie tutaj samoobsługowy bufet, a w nim szeroki wybór apetycznie wyglądających dań.
Dodatkowo, przy górnej stacji znajduje się ski bar, gdzie zamówicie sobie grzańca i zwyczajowe barowe przekąski.
Ceny karnetów
W sezonie niskim karnet czterogodzinny dla dorosłego kosztuje 65 zł (78 zł w sezonie wysokim od 24.12 do 24.02). Można kupić całodniowy za 99 zł, ale chyba nikt z tej opcji nie korzysta, bo jazda cały czas po tej samej górce szybko się nudzi.
Jazda wieczorna to wydatek rzędu 59 zł. Stok jest oświetlony i ratrakowany między godziną 16.00-17.00. Ja osobiście nigdy z tej opcji nie korzystałam, ale podobno wieczorami roztacza się stąd piękny widok na oświetlony w dolinie Szczyrk.
Dokładny cennik znajdziecie na stronie ośrodka.
Beskid Sport Arena honoruje też Szczyrkowski SkiPass i Sprytną Sezonówkę. Oznacza to, że posiadacze karnetów sezonowych na Szczyrkowski Ośrodek Narciarski mogli szusować „za free” już od pierwszego dnia.
Podsumowanie
Beskid Sport Arena to niewielki, ale bardzo nowoczesny ośrodek narciarki, który spodoba się tym, którzy cenią sobie dobrze przygotowane trasy. Cechuje go wysoki standard, dobre jedzenie i długi sezon narciarski. Minusem jest jednak nieduża różnica wniesień i niewielka różnorodność tras i krajobrazów, przez co jazda tutaj szybko się nudzi. Nie poleciłabym tego ośrodka początkującym dorosłym, bo wszystkie trasy z wyjątkiem oślej łączki są dość strome. Natomiast rodziny z dziećmi mają tutaj raj, bo maluchy szusują na górnej polanie z instruktorem, podczas gdy rodzice w tym czasie korzystają z trudniejszych tras, nie oddalając się przy tym znacząco. Zdecydowanie najlepiej czują się tu wprawieni narciarze i snowboardziści. Panuje tutaj taki vibe, który od razu wyczują młodzi freestyle’owcy. Klimat tego ośrodka dodatkowo podkreślił DJ, który w sobotę przygrywał narciarzom na stoku.