5 awarii technicznych, które początkującemu rowerzyście utrudniają życie – Każdy ma swój Everest
niedz.. gru 22nd, 2024

5 awarii technicznych, które początkującemu rowerzyście utrudniają życie

Houston, we have a problem! Rower to skąplikowana maszyna i czasem nawet w najlepszym modelu zdarza się awaria. Oto krótka lista probemów technicznych, z którymi musiałam się już zmierzyć.

Kiedy wiosna rozgościła się na dobre, a ja drapałam się po głowie, rozmyślając, czym zastąpić moją ukochaną jazdę na nartach, wiele osób sugerowało mi przesiadkę na rower górski. Podobał mi się ten pomysł, bo pozwalał na obcowania z naturą w warunkach górskich, ale długo się wahałam. Szczerze mówiąc, obawiałam się problemów technicznych. Jestem babą i wizja wymiany dętki gdzieś na trasie, skutecznie mnie zniechęcała.

Rozważałam więc inne sporty, które nie wymagają technicznego zaplecza, takie jak bieganie. Oprócz wygodnych butów (i nieziemskiej kondycji) biegaczowi nie jest potrzebny specjalistyczny sprzęt. Bieganie można uprawiać wszędzie i nie wymaga ono opanowania jakiejś niepojętej techniki (jak przy jeździe na nartach). W ostateczności jednak zdecydowałam się na rower, bo brat i bratowa ten sport zachwalali, więc mogłam liczyć na ich towarzystwo.

Czy moje obawy przed problemami z rowerem były uzasadnione?

Zdecydowanie tak! Podczas pierwszych tygodni rowerowych wycieczek nasze trio (ja, brat i bratowa) zaliczyliśmy przynajmniej kilka awarii sprzętu, ale z każdej z nich udało nam się jakoś wybrnąć i nie zniechęciliśmy się wcale. Oto co nam się przydarzyło i jak pokonaliśmy przeciwności losu (albo po prostu złośliwość rzeczy martwych).

 

1. Rowerowy debiut, czyli jazda na byle czym

Po raz pierwszy wyruszyłam rowerem na szlak za namową rodziny. Moim celem było przekonać się, czy to w ogóle jest sport dla mnie odpowiedni. Zrozumiałe jest więc, że nie od razu chciałam inwestować w sprzęt, a że mój rower miejski nie za bardzo nadawał się na szczyrkowskie podjazdy, po prostu pożyczyłam górala od męża.

Dodam jeszcze, że był to jeden z najtańszych modeli znanej marki Decathlon, więc nie spodziewałam się cudów, ale rzeczywistość i tak zdołała mnie zaskoczyć. Okazało się bowiem, że ta mężowa torpeda, na której on sam usiadł może ze dwa razy, miała zepsute przerzutki i zakleszczony hamulec. Nie mogłam wrzucić jedynki, żeby jechać pod górę, za to jadąc z górki, nie musiałam hamować, bo hamulce same trzymały mi koło. Fajnie, ale ta niecodzienna konfiguracja techniczna sprawiła, że jazda pod górkę (a nawet po płaskim terenie) była jeszcze trudniejsza niż zwykle.

Na nic zdały się próby ręcznego rozwarcia szczęk hamulcowych, bo nawet jeśli chwilowo było lepiej, to zaraz po jakiejkolwiek próbie hamowania, problem powracał.

Rozwiązanie: Domęczyć się aż do końca trasy, a potem niezwłocznie zakupić nowy, lepsze rower.

Podjęłam wprawdzie jedną nieudaną próbę naprawienia usterki w serwisie wspomnianej wcześniej firmy sportowej, ale dowiedziałam się, że rower jest zbyt brudny, by mógł zostać przyjęty, ale nawet gdyby udało mi się kogoś przekupić, rower byłby do odebrania w następny poniedziałek, a ja przecież chciałam jeździć na nim przez weekend. W efekcie, zamiast naprawiać grata, po prostu kupiłam sobie nowy rower.

 

2. Pokręcony łańcuch — efekt nieumiejętnego korzystania z przerzutek

Nowy rower (Giant Talon 3) nie okazał się jednak bezawaryjny, mimo iż przed zakupem czytałam bardzo pozytywne recenzje tego modelu w Internecie. Zaczęło się niewinnie — po prostu spadł mi łańcuch. Bez zastanowienia nałożyłam go z powrotem, ale im dalej w las (dosłownie), tym więcej sprawiał on problemów. Przerzutki zaczęły zgrzytać, a łańcuch coraz częściej blokował się między zębatkami ramą. Szybka terenowa inspekcja wykazała uszkodzone oczko łańcucha, które jednak prowadziło do nasilania się problemu, a w końcu do beznadziejnej awarii.

Uszkodzone oczko powodowało zwichrowanie kolejnych i w którymś momencie pedałowanie stało się niemożliwe. Łańcuch był cały powyginany, a my nie mięliśmy żadnych narzędzi, by podjąć próbę jego naprawy. Byliśmy w lesie, jakieś 15 km od cywilizacji, i pieszy powrót do samochodu nie wyglądał ciekawie. Postanowiliśmy więc kontynuować do najbliższego schroniska górskiego, licząc na pomocną dłoń…, lub chociaż na kombinerki.

Rozwiązanie: W schronisku PTTK pod Baranią Górę udostępniono nam młotek i dwie pary kombinerek, których użyliśmy, by prowizorycznie naprostować łańcuch. Tak, mogliśmy wrócić do samochodu na dwóch kołach, zamiast pieszo.

Oczywiście po fakcie zabrałam rower do serwisu, gdzie wymieniono mi łańcuch, a Pan serwisowy nawet pojechał ze mną na przejażdżkę, żeby pokazać mi, jak się używa przerzutek. Dowiedziałam się, że nie można ich dowolnie ze sobą krzyżować. Ponoć awaria była wynikiem mojego nieumiejętnego użytkowania napędu rowerowego i gwarancja nie obejmuje tego typu uszkodzeń.

 

3. Mało powietrza — pompkę lepiej nosić niż się prosić

Uciekające z opony powietrze to klasyka gatunku. Wiecie, jak się jeździ na flaku? Niezbyt komfortowo.

Taka awaria przydarzyła się bratowej na Słowacji. Do końca trasy zostało jeszcze parę kilometrów, a my nie mieliśmy czym dopompować opony, bo nikt z naszej trójki nie woził ze sobą pompki. Na szczęście spotkany na trasie słowacki rowerzysta użyczył nam swojej.

Morał? Lepiej nosić niż się prosić, ale w sytuacji kryzysowej lepiej się prosić niż pchać rower do końca trasy.

 

4. Kapeć kompletny

Bywa i tak, że powietrze nie ucieka z opony powoli, a nagle! Wtedy mamy do czynienia z kapciem, który jest urzeczywistnieniem najgorszego z możliwych scenariuszy, bo tutaj już nie pomoże pożyczona pompka.

Zaprawieni w bojach rowerzyści pewnie powiedzą, że zawsze wożą w plecaku zestaw naprawczy do opon. Też mogłabym taki kupić, ale po co, skoro i tak nie potrafiłabym go użyć.

Kapeć też przydarzył się bratowej. Na szczęście była to sama końcówka trasy i doprowadzenie roweru do samochodu nie było zbyt trudne. Szczęście w nieszczęściu. Mogło być gorzej.

 

5. Odkręcające się koło

Tutaj pech obrał sobie za ofiarę mojego brata. Przy dość łagodnym zjeździe na początku trasy zauważył on, że przednie koło zaczęło się w dziwny sposób kręcić i przechylać na boki. Zsiadł, by sprawdzić, co jest grane i okazało się, że koło się poluzowało. Gdyby nie zareagował odpowiednio szybko, pewnie całkiem by się odkręciło, a on wylądowałby twarzą na asfalcie. Aż boję się myśleć, jak taki wypadek mógłby się skończyć.

Koło udało się dokręcić i dalsza wycieczka przebiegła bez przygód, ale incydent ten dał nam do myślenia. Zanim wsiądziesz na rower, sprawdź jego stan techniczny, bo awaria zauważona na parkingu to nie katastrofa, ale w trasie, z dala od cywilizacji, może okazać się bardzo kłopotliwa. Pół biedy, jeśli w efekcie będziesz pchać rower do samochodu. Gorzej, jeśli usterka doprowadzi do wypadku, bo może się okazać, że poszkodowany będzie potrzebował pomocy medycznej, której próżno szukać w lesie.

 

Niedyspozycja rowerzysty

Wszystkie powyżej opisane problemy techniczne są uciążliwe, ale zdarzają się rzadko. Problemem zazwyczaj nie jest niesprawny sprzęt a… niesprawny rowerzysta. Dużo częściej zsiadamy z roweru ze względu na słabą kondycję niż z powodu usterki technicznej. Nawet najlepszy rower sam nie wywiezie nas na szczyt. No, chyba że to jeden z tych oszukańczych wynalazków z elektrycznym napędem, które coraz częściej widzi się na szlaku.

2 thoughts on “5 awarii technicznych, które początkującemu rowerzyście utrudniają życie

  1. „W schronisku PTTK pod Baranią Górę udostępniono nam młotek i dwie pary kombinerek, których użyliśmy, by prowizorycznie naprostować łańcuch. Tak, mogliśmy wrócić do samochodu na dwóch kołach, zamiast pieszo.” – ściemniasz. Z Przysłopu można zjechać bez pedałowania praktycznie do samej Wisły. Jeśli zaś mieliście auto w Czarnem to najwyżej 1-2km trzeba by pchać rower.

    1. Niestety samochód mięliśmy zostawiony na Białym Krzyżu w Szczyrku, więc gdyby nie udało się podreperować łańcucha, powrót byłby długi i bolesny. Nie ładnie tak oskarżać kogoś o ściemnianie, nie znając faktów.

Comments are closed.

Kategorie