Dojazd
Jak zwykle do Wisły jedziemy przez Szczyrk. Tuż przed mostem nad Wisłą, skręcamy w prawo w ulicę Willową, gdzie można spokojnie zostawić samochód, unikając płatnych parkingów w centrum Wisły.
Podjazd
Możemy kontynuować wzdłuż ulicy Willowej do końca, skręcić w prawo w ulicę Olimpijską i jeszcze raz w prawo w ulicę 11 Listopada. Ale można też wjechać w uliczkę Miłą, ignorując znak informujący o ślepym zaułku i zakazie wjazdu. Ulica Miła nie jest ślepa, a po prostu wąska, stroma i jednokierunkowa, ale to świetny skrót, którym dostaniemy się szybko na ulicę 11 Listopada.
Dalej czeka nas podjazd o długości 4 km w większości asfaltową drogą (czasem zamiast asfaltu mamy pod kołami tradycyjny bruk lub betonowe płyty, ale zawsze jest to utwardzana nawierzchnia). Droga wije się między opustoszałymi ośrodkami wypoczynkowymi z czasów PRL-u, z których co najwyżej kilka przyjmuje dziś budżetowych turystów — większość straszy powybijanymi szybami, odpadającym tynkiem i roślinnością, która żyje własnym życiem.
Powyżej zabudowań droga biegnie nadal w górę, a z łąk i pól, które mijamy, rozpościera się urokliwa panorama na sąsiadujące wzgórze po drugiej stronie doliny.
Tuż przed szczytem mijamy budkę z goframi, lodami i piwem, która w upalne dni oferuje możliwość odpoczynku — dziś niestety, z uwagi na kiepską pogodę, była zamknięta.
Droga w dół
Dalej trasa odbija w lewo trawersem przez las. Tutaj nie ma już asfaltu, ale dobrze utwardzona i gładka szutrowa nawierzchnia pozwala na komfortowy przejazd nawet w deszczowe dni.
Niedługo potem napotykamy na Bar z fenomenalnym ogródkiem, gdzie postanowiliśmy przeczekać deszcz i trochę się ogrzać. Wybór potraw w ofercie nie był bogaty, ale ciepły posiłek zadziałał pokrzepiająco.
Dalsza część trasy to dość stromy i szybki zjazd w dół, głównie po betonowych płytach, których w tych rejonach nie brakuje. Można poczuć wiatr we włosach. My trochę przemarzliśmy, bo zwilżone deszczem rowerowe T-shirty w żadnym stopniu nie zapewniały ochrony przed zimnym wiatrem.
Na skrzyżowaniu odbijamy w prawo, by dalej już asfaltem kontynuować zjazd do doliny. Jadąc „za drogą”, trafimy na sam dół i znajdziemy się w rejonie Ustroń-Polanka. Trzeba jechać w stronę Ustronia aż do mostu nad Wisłą. Po jego przejechaniu skręcamy od razu w lewo w zaciszną ścieżkę spacerowo-rowerową i niejako „zawracamy” w kierunku Wisły. Tutaj już po płaskim terenie pokonujemy ostatnie kilometry trasy. Częściowo trzeba niestety jechać główną drogą, wdychając spaliny samochodowe, ale gdzie tylko się da, zjeżdżamy na ścieżki biegnące wzdłuż rzeki.
Po obiedzie w jednej z knajp na promenadzie przejeżdżamy kładkę obok zapomnianego basenu (można go rozpoznać po wieżyczce do skoków). Następne skrzyżowanie to już ulica Olimpijska. Skręcamy w lewo i dalej w prawo, by znaleźć się na ulicy Willowej, gdzie zaparkowaliśmy samochód. Trzeba ją przejechać pod prąd, bo jest jednokierunkowa, ale natężenie ruchy jest niewielkie, więc raczej nie stanowi to większego problemu.
Ocena trasy
W sumie pokonaliśmy dziś około 20 km pomimo dość kapryśnej pogody. Trasa była trafiona, bo oferowała przejażdżkę po dobrej nawierzchni, więc nie trzeba było taplać się w błocie. Były strome pojazdy (ale krótkie) i szalone zjazdy (ale bezpieczne mimo mokrej drogi). Praktycznie żadnych odcinków „nie do przejechania”, choć moja kiepska kondycja wymusiła kilka nadprogramowych przystanków i kilkaset metrów pchania roweru. Ogólnie trasa godna polecenia dla rowerzysty, który szuka rekreacyjnej jazdy po górach.